W rysunkach tworzonych w drugiej polowie lat 60-tych, dominuje motyw sadomasochistyczny.
Zamiast samemu wyjaśniać widzowi skąd się on tam wziął zacytuję fragmenty dwóch listów, które Beksiński napisał do mnie kilka lat temu (całość naszej korespondencji jest obecnie przygotowywana do druku). Na swój zwykły, ironiczny i kpiarski sposób, ale jak zawsze z duża dozą refleksji i introspekcji wyjaśnia on tam swoje inklinacje seksualne i odkrycie, jakie na ich temat poczynił będąc już dorosłym człowiekiem.
Podkreślam, że ten człowiek nigdy, przez pięćdziesiąt lat małżeństwa nawet nie zdradził swej żony a cóż mówić o jakiejkolwiek próbie zrealizowania swych marzeń seksualnych (zresztą niemożliwej bo łączyła by się ze śmiercią). Za to jego przebogata wyobraźnia pozwalała mu na ich wysublimowane wyładowywanie w sztuce.
To, co tępi krytycy w stylu Jarockiej i innych podobnych bałwanów, przypisują jego chęci „epatowania widza tanim horrorem” w dużej mierze pochodzi z tego rozdziału jego życia wewnętrznego.
List 1.
„(…)
Ja swoje prawdziwe upodobania odkryłem gdy miałem około 35 lat. Odkryłem nagle w trakcie narysowania jednego z seryjnych rysunków, oświeciło mnie światło jak św. Pawła. Dostałem w łeb jak pałką. Przez co najmniej dwa tygodnie chodziłem po świecie jak ogłuszony z jedną i tylko jedną myślą: „a więc O TO chodzi!" Potem oczywiście oswoiłem się i wszystko wróciło do jakiej takiej równowagi. Ale SKĄD to do mnie przyszło? Gdzie się tym zaraziłem? Przedtem uważałem, że mam skłonności sadystyczne i nawet marzyłem sobie o tym, by kogoś zgwałcić ale wiedziałem, że tego nigdy nie zrobię, bo pogardzam przemocą, jestem człowiekiem kulturalnym i „takich rzeczy się nie robi". Nawet Tomek [syn artysty - przyp. Dmochowski] nigdy nie oberwał ode mnie, bo bałem się, że jestem sadystą i mógłbym się rozsmakować w biciu dziecka. I tu nagle ten jeden moment udowodnił mi, że było całkiem na odwrót, że od dzieciństwa ukrywałem przed sobą samym to czego naprawdę bym pragnął, więc SKĄD mi się to coś wzięło? Ani matka mnie nie maltretowała, ani siostry starszej nie miałem, potem w życiu kobietom zawsze bardziej zależało na mnie niż mnie na nich. Nigdy w życiu nie kochałem się nieszczęśliwie. Skąd więc się to bierze? Jedynym wytłumaczeniem, które przychodzi mi do głowy, mógłby być fakt urodzenia się martwym, bo podobno udusiłem się w trakcie porodu. Czyżby to było to? (…)
Dlaczego rzecz przed sobą ukrywałem, to łatwiej mi jest zrozumieć. Wynikało to z pewnych zasad mego wychowania, w których nie wolno było okazać się słabszym. Być słabszym od kobiety, to był już nieomal znak hańby. Pragnienie bycia słabszym i maltretowanym oraz zabitym przez silniejszą kobietę, tak aby moja agonia sprawiała jej seksualną przyjemność, musiało więc zostać i zostało zepchnięte w podświadomość. Po tym olśnieniu które miałem na początku lat sześćdziesiątych, zacząłem sądzić, że psychoanaliza Freuda nie była aż tak głupia jak się sądziło: zepchnięcie i moment olśnienia, faktycznie mają miejsce. Gdyby przyczyna leżała we wspomnieniach z momentu urodzin, to miałyby one charakter idealnego negatywu zaistniałej wtedy sytuacji, a więc też charakter quasi kompensacyjny jak u wspomnianych Japończyków. Ale to jak widać potrzeba i doznanie o wiele bardziej powszechne niż do tej pory sądziłem. Samych porno modelek lub prostytutek wyuczonych zawodu (jak dusić do imentu, a nie zadusić naprawdę) w jednej tylko stronie poświęconej temu odchyleniu jest około 120.
(…)
Wszyscy mamy wbudowany ten sam mechanizm popędu płciowego ale wyobraźnia seksualna jest już indywidualną cechą podobnie jak styl malarski. Podejrzewam, że nie istnieje „norma", a jedynie dostosowanie się do wymogów określonej kultury. Czy kto chce czy nie chce, to wymogi te jak na razie ustaliło na naszym terenie chrześcijaństwo, dopuszczając w celu urozmaicenia ludziom życia tzw. „pozycje" ale bezlitośnie eliminując wszystko inne od stosunków z innymi ssakami, z członkami rodziny, z dziećmi et c, po homoseksualizm, masturbację, koprofagię i tak dalej. Gotów jestem się założyć, że każdy ma ukryte potrzeby, tylko straszliwie się wstydzi ich ujawnienia, bo grozi to anatemą, wyłamaniem się z szeregu oraz ośmieszeniem. Te potrzeby są czasami śmieszne nawet dla ich posiadacza, bo narodziły się w okresie dojrzewania hormonów jako wypadkowa opowiadań kolegów głupich książek (oraz tego co się z nich zrozumiało), no bo mając lat 10 czy 12, nie jest się jeszcze krytycznym i wyrobionym, tak więc te wyobrażenia literacko są INFANTYLNE i zostają takimi już na resztę życia.
(…)
Zdzisław.
Warszawa, Sobota, 21 października 2000
List 2.
***
(…)
Jeśli natomiast idzie ściśle o moją wyobraźnię seksualną, to z racji swej istoty jest ona skazana wyłącznie na proces myślowy: nie chciałbym jeszcze zemrzeć, nawet gdyby mi to miała załatwić osobiście Alicja Silverston. Mam odrazę do woni, a szczególnie gówna, ale to co sobie wyobrażam i co mnie niesłychanie angażuję jest bezwonne i dzieje się w jakiejś urojonej metarzeczywistości. Potrzebą wewnętrzną jest chęć bycia poniżonym, maltretowanym i zamordowanym ale osobiście i na jawie wcale za tym nie przepadam. Poza tym bardzo mocne poczucie komizmu i obawa śmieszności, nie pozwoliłyby mi na zrealizowanie moich marzeń. (…)
Cóż można poradzić komuś kto myśli, że wszystko jest dla wszystkich. Chyba już to pisałem: popęd mamy wszyscy ten sam ale wyobraźnia seksualna, a popęd to dwie rozmaite rzeczy. Podejrzewam, że u kobiet jest to jeszcze silniejsze. No ale ja mam sporo damskich hormonów, tak więc jak sądzę temu zawdzięczam przerost wyobraźni nad możliwością realizacji. Podobnie jak Ty wierzysz w świetlaną przyszłość poznania intelektualnego, ja jestem pewien, że rzeczywistość wirtualna, nie dająca się odróżnić od rzeczywistości w jakiej żyjemy (na którą już się niestety nie doczekam), załatwi te sprawy w 100%. Oto zamawiam sobie przez komputer z katalogu jakąś Lisę Boyle czy inną sławną modelkę, programuję dla jej (w menu „preferencje") silne skłonności sadystyczne, na wszelki wypadek obniżam jej wiek do 18 lat i wydłużam jej nogi o 10 cm oraz aby czuć się wobec niej śmieciem, programuję by miała 6 doktoratów i tytuł profesora zwyczajnego MIT, siłę Gołoty oraz czarny pas karate, poczym klikam w „zastosuj", dzwoni dzwonek do drzwi i gdy otwieram stoi tam goła 18 letnia profesor zwyczajna MIT z pięcioma tytułami doktorskimi, daję mi kopa w brzuch, powala na ziemię, pęta, knebluję i potem przez dwie godziny, siedząc mi na głowie dusi na rozmaite sposoby, łamiąc mi dodatkowo ręce i nogi, wyłamując palce i wyrywając paznokcie, doznając co chwila orgazmu, wreszcie umieram w konwulsjach i budzę się odprężony, a na monitorze w takt relaksującej muzyki, pojawia się łagodnie pulsujący różowy napis informujący, że usługa kosztowała 1.500 zł. Boże, toż to mniej niż jeden rysunek! Jeśli nie będę się lenił i przysiądę wieczorem fałdów, to mogę sobie zafundować taką atrakcję codziennie. Jutro zatem zawita w me progi „podrasowana programowo Brittney Spears i po dwugodzinnych torturach, przywiązawszy mi głowę do zlewu, poderżnie mi gardło rzeźnickim nożem i w agonii będę obserwować jak krew cieknie do zlewu. Już z góry się cieszę. Jest na co oczekiwać. Życie stało się piękne!
No tak ale czas wracać do siermiężnej rzeczywistości i opędzania się paniom, które chciały by mnie posiąść ale na nieco innych i mniej mi odpowiadających zasadach. Każdy ma swoje preferencje i swoje marzenia, oraz co ważniejsze ma do nich takie same prawo jak ja do moich. Pięknie pozdrawiam
Zdzisław.
Warszawa, Sobota, 28 października 2000